Uwielbiam po długim czasie zdjąć z półki książkę, która kiedyś była moją ulubioną. Którą kiedyś wertowałam na wszystkie strony, podkreślałam ulubione fragmenty i zaginałam rogi na tych stronach. Książki, które miesiącami nosiłam w torebce i chowałam w nich bilety, karteczki z zapiskami i inne skarby.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ja mam Anię z Zielonego Wzgórza jeszcze po mamie, czytaną tyle razy, że musiałam sklejać wszystkie kartki, taką paskudną brązową taśmą. Ale pachnie dzieciństwem :)
OdpowiedzUsuńZ takich dziecięcych, moja ulubiona, po tacie z kolei, to dzieci z Bullerbyn :D
Usuń